sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział III - "Wycieczka"


Caroline:

Po powrocie do domu, położyłam się do łóżka i zaczęłam się zastanawiać nad zachowaniem Klausa. O co w tym wszystkim chodzi? Szykuje jakiś podstęp, żeby nas wszystkich zabić? Nie, gdyby tego chciał to dawno by to zrobił. Nagle dostałam smsa od Eleny, żebym przyszła do Salvatorów, więc ubrałam się i wyszłam. Będąc przed ich domem, otworzył mi Stefan.
-Cześć Stefan. Co się dzieje?
-Wejdź, to pogadamy.
Więc weszłam za nim do wielkiego salonu, gdzie była Elena, Damon i Bonnie.
-No to może powiecie mi co się stało, hmm?
-Chodzi o Klausa. - powiedziała Elena. Jakoś mnie to nie zdziwiło, to chyba jest nasz największy problem w tym momencie.
-No dobrze, co z nim? - powiedziałam lekko niemiłym tonem. Jakby nie mogli od razu mi powiedzieć.
-No więc chodzi o to, że Klaus szykuje jakiś podstęp. - oznajmił Damon.
-Niby skąd to wiecie? - zapytałam, bo po wczorajszej nocy aż trudno uwierzyć, że Klaus wyrządził tyle złego, a uratował mi życie.
-No a niby po co zapraszałby nas na ten bal? Pewnie on i ta Rebekah szykują coś, jak zwykle zresztą. Nie widziałaś jak Klaus nagle zniknął z balu i do rana go nie było? - powiedział Damon
-Widziałam, bo byłam z nim wtedy.
Nagle wszyscy spojrzeli się na mnie jakby chcieli mnie zabić.
-Co!? Jak to możliwe!? Elena zaczęła krzyczeć.
-Zaprosił mnie na spacer po parku dookoła rezydencji. Wtedy trudno było uwierzyć, że jest tak zły, zwłaszcza, że uratował mi życie.
-Że co? Klaus ratujący życie? Jeszcze przyjaciółce Eleny? Nie wierzę w to. Zresztą, co ci się stało? -Damon wytrzeszczył oczy ze zdziwienia, jak wszyscy.
-Odeszliśmy od domu tak daleko, że nie było go widać i powiedział, że jest pełnia i zapytał czy w Mystic Falls są jeszcze wilkołaki, a gdy chciałam mu odpowiedzieć, jeden nagle wynurzył się zza drzew i rzucił się na mnie. Prawie mnie zabił, ale nagle padł martwy, a potem zemdlałam. Odzyskałam przytomność w jakimś wielkim pokoju
i Klaus był obok, okazało się, że to on zabił wilkołaka. Później dał mi swoją krew do wypicia i zasnęłam. Obudziłam się i zobaczyłam na łóżku ubrania, liścik i kolczyki.
-Chyba żartujesz?
-Naprawdę?
Wszyscy mi nie dowierzali, w sumie nie ma czemu się dziwić, moja opowieść brzmiała co najmniej dziwnie.
W końcu Damon się odezwał.
-Czyżby nasze hybrydziątko odnalazło w sobie uczucia? Może bierze przykład z Ciebie, Rozpruwaczu? - zaczął dogryzać bratu, uśmiechając się przy tym łobuzersko.
-Na pewno Damon, na pewno. -odpowiedział mu Stefan.
-No, to jeśli już jesteś w tak zażyłych stosunkach z Klausem to bardzo dobrze. - stwierdził Damon.
-A niby dlaczego? - Zapytałam.
-Bo i tak miałaś odwrócić jego uwagę, a teraz jak z was tacy „przyjaciele” to ułatwia nam to sprawę.
-No dobrze, mam odwrócić jego uwagę, ale po co?
-Żebyśmy mogli zająć się jego rodzinką.
-Ok.
Z jednej strony cieszyłam się, że chcą się nimi zająć, ale z drugiej, jak zwykle miałam się poświęcać, w końcu gdy będę z Klausem to w każdej chwili może mnie zabić, jeśli zda sobie sprawę z sytuacji.
-Dobra, ja muszę iść. Mama chciała, żeby jej pomóc.
Wstałam z kanapy i udałam się w kierunku drzwi wyjściowych.
-Do zobaczenia! - Krzyknęłam na odchodnym.
Tak naprawdę udałam się jednak do Grilla, żeby wypić jakiegoś drinka. Gdy miałam już wejść do budynku, usłyszałam znajomy, męski głos i brytyjski akcent:
-Witaj Caroline.
I przed moimi oczami pojawił się Klaus.
-Cześć. - odpowiedziałam.
-Co tu robisz? - zapytał.
-Właśnie miałam iść wypić drinka, a dlaczego pytasz?
-Może mógłbym ci potowarzyszyć? - uśmiechnął się i po chwili zrozumiałam, że zapatrzyłam się na niego.
-Hmm?
-Miałam zamiar wypić sama, ale jeśli jesteś chętny to nie odmówię. - mówiąc to, uśmiechnęłam się delikatnie.
Klaus otworzył mi drzwi i weszliśmy do środka, podeszliśmy do baru i hybryda zapytała:
-Caroline, czego sobie życzysz? Dziś ja stawiam. - i znowu ten jego uśmiech..
-Oj, nie trzeba, ale jeśli stawiasz, to ja poproszę mojito.
-A dla pana? - zapytał barman.
-Dla mnie whisky.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Grill jest prawie pusty, tylko kilka metrów dalej siedziała jakaś para, ciekawe czemu nikogo dziś tutaj nie ma? Po chwili rozmyślań nad tym co ludzie robią w Mystic Falls, skoro nikogo nie ma w Grillu, spojrzałam na Klausa. Okazało się, że patrzył na mnie, natychmiast odwróciłam wzrok i zarumieniłam się. Spojrzałam na niego kątem oka, uśmiechał się.
-Caroline, może pójdziemy na spacer? - zapytał z uśmiechem Pierwotny.
-Jeśli masz ochotę, to możemy iść.
-A ty masz ochotę? - zapytał z ciekawością.
-A czemu nie? Świerze powietrze zawsze dobrze działa na ludzi.
-Tak więc chodźmy. - zakomunikował.
Wyszliśmy z Grilla i skierowaliśmy się w stronę małego lasku znajdującego się praktycznie poza miastem. Klaus zaprowadził mnie na wzgórze, z którego roztaczał się zapierający dech w piersiach widok na Mystic Falls.
-Cudowny widok. - powiedziałam.
-Wiedziałem, że ci się spodoba. Mnie również oczarował. - powiedziała hybryda, uśmiechając się do mnie.
No, mnie nie tylko ten widok oczarował i uśmiechnęłam się do swoich myśli, co nie umknęło jego uwadze.
-Ciekaw jestem, co cię tak nagle rozbawiło, hmm? - twarz Klausa wyrażała niemałe zaintrygowanie.
-A czy musi być jakiś konkretny powód? Po prostu humor mi się poprawił.
Nie miałam najmniejszego zamiaru powiedzieć mu co tak naprawdę poprawiło mi humor, jednak chyba zauważył, że nie oznajmiłam wszystkiego.
-Naprawdę? Nastrój poprawił ci się ot tak?
-No tak, nie wierzysz mi? Sam dobrze wiesz, że trudno cię okłamać. Zresztą ze mnie kiepska kłamczucha. - starałam się to ukryć, moja odpowiedź chyba go usatysfakcjonowała, bo uśmiechnął się.
-Może i masz rację.
Siedzieliśmy tak dobre dwie lub trzy godziny, oglądając ze wzgórza zachód słońca nad miastem, gdy w końcu zorientowałam się jak jest już późno. Nie miałam ochoty wracać do domu, Klaus w tym momencie był całkowitą odwrotnością Pierwotnego, którego wszyscy się bali, który wszystkich ranił swoją bezwzględnością i znieczulicą.
-Chyba muszę już wracać. - powiedziałam po jakichś dwudziestu minutach ciszy, która jednak nie była niezręczna, jak zazwyczaj jest. To bardziej rodzaj ciszy, który często jest między przyjaciółmi potrafiącymi godzinami siedzieć w spokoju bez znużenia.
-Hmm, jest dopiero dziewiąta. Mama każe ci po dobranocce wracać? - zapytał drwiąco Klaus, śmiejąc się przy tym.
-Oh, nie. Gdyby kazała to musiałabym być w domu już prawie dwie godziny temu. - zaczęłam przekomarzać się z nim. Teraz, gdy tak siedzieliśmy nie czułam strachu wobec niego. Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że jesteśmy od dawna najlepszymi przyjaciółmi i nigdy nie zranił nikogo mi bliskiego.
-Wiesz co? Zmieniłam zdanie, zostańmy tu jeszcze. Nie masz nic przeciwko, prawda? No, chyba, że masz mnie już dość, zrozumiem. - mówiąc to uśmiechałam się, Pierwotny natomiast stał się poważny.
-Caroline, czy ty naprawdę myślisz, że gdybym nie chciał z tobą spędzać czasu, to siedziałbym tutaj z tobą tak długo? Jesteś pewnie przekonana, że mam ochotę cię zabić. - powiedział straszliwie oschłym tonem. Z powrotem przestraszyłam się go.
-Przed chwilą czułam się, jakbyśmy znali się całe życie. Jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi. Czułam się tak swobodnie jak nie czułam się od bardzo dawna. A teraz znowu boję się ciebie i owszem, czuję strach przed tym, że mnie zabijesz.

Klaus:
Zdziwiło mnie jej zdanie, że czuła się przy mnie jak przy bliskim przyjacielu, jednak schlebiało mi to. Jedną, nieprzemyślaną wypowiedzią sprawiłem, że znów nie czuje się bezpieczna w moim towarzystwie, o co tak się starałem, specjalnie nawet nasłałem na nią wilkołaka, żeby ją uratować. Tylko biedak nie myślał, że go zabiję. Tak chciałem wzbudzić w niej swoje zaufanie. A teraz wszystko przepadło. A jednak przy nikim innym nie może czuć się bezpieczniej niż przy mnie, najpotężniejszej istocie na tej planecie. Owszem, jestem nieobliczalny i gwałtowny, jednak Caroline nie skrzywdziłbym nigdy, nawet jeśli moja rodzina miałaby zginąć.
-Caroline, uwierz mi, nie zrobiłbym ci krzywdy. - starałem się ją przekonać, jednak wątpiłem, że mi uwierzy.
-Czyżby? Tobie naprawdę nie można ufać, co chwila zmieniasz zdanie i nie można być przy tobie bezpiecznym. Jesteś zbyt nieobliczalny i za bardzo dajesz się ponieść emocjom, zwłaszcza tym negatywnym. Zmieniłam zdanie. Wracam do domu. Cześć.  

____________________________________________________________________

taki dziwny ten rozdział, nie miałam weny, jednak mam nadzieję, że Wam się spodoba. od dodania drugiego go pisałam i tak go wymęczyłam w końcu :D