Caroline:
Po powrocie do domu, położyłam się do łóżka i zaczęłam się
zastanawiać nad zachowaniem Klausa. O co w tym wszystkim chodzi?
Szykuje jakiś podstęp, żeby nas wszystkich zabić? Nie, gdyby tego
chciał to dawno by to zrobił. Nagle dostałam smsa od Eleny, żebym
przyszła do Salvatorów, więc ubrałam się i wyszłam. Będąc
przed ich domem, otworzył mi Stefan.
-Cześć Stefan. Co się dzieje?
-Wejdź, to pogadamy.
Więc weszłam za nim do wielkiego salonu, gdzie była Elena, Damon i
Bonnie.
-No to może powiecie mi co się stało, hmm?
-Chodzi o Klausa. - powiedziała Elena. Jakoś mnie to nie zdziwiło,
to chyba jest nasz największy problem w tym momencie.
-No dobrze, co z nim? - powiedziałam lekko niemiłym tonem. Jakby
nie mogli od razu mi powiedzieć.
-No więc chodzi o to, że Klaus szykuje jakiś podstęp. - oznajmił
Damon.
-Niby skąd to wiecie? - zapytałam, bo po wczorajszej nocy aż
trudno uwierzyć, że Klaus wyrządził tyle złego, a uratował mi
życie.
-No a niby po co zapraszałby nas na ten bal? Pewnie on i ta Rebekah
szykują coś, jak zwykle zresztą. Nie widziałaś jak Klaus nagle
zniknął z balu i do rana go nie było? - powiedział Damon
-Widziałam, bo byłam z nim wtedy.
Nagle wszyscy spojrzeli się na mnie jakby chcieli mnie zabić.
-Co!? Jak to możliwe!? Elena zaczęła krzyczeć.
-Zaprosił mnie na spacer po parku dookoła rezydencji. Wtedy trudno
było uwierzyć, że jest tak zły, zwłaszcza, że uratował mi
życie.
-Że co? Klaus ratujący życie? Jeszcze przyjaciółce Eleny? Nie
wierzę w to. Zresztą, co ci się stało? -Damon wytrzeszczył oczy
ze zdziwienia, jak wszyscy.
-Odeszliśmy od domu tak daleko, że nie było go widać i
powiedział, że jest pełnia i zapytał czy w Mystic Falls są
jeszcze wilkołaki, a gdy chciałam mu odpowiedzieć, jeden nagle
wynurzył się zza drzew i rzucił się na mnie. Prawie mnie zabił,
ale nagle padł martwy, a potem zemdlałam. Odzyskałam przytomność
w jakimś wielkim pokoju
i Klaus był obok, okazało się, że to on zabił wilkołaka. Później dał mi swoją krew do wypicia i zasnęłam. Obudziłam się i zobaczyłam na łóżku ubrania, liścik i kolczyki.
i Klaus był obok, okazało się, że to on zabił wilkołaka. Później dał mi swoją krew do wypicia i zasnęłam. Obudziłam się i zobaczyłam na łóżku ubrania, liścik i kolczyki.
-Chyba żartujesz?
-Naprawdę?
Wszyscy mi nie dowierzali, w sumie nie ma czemu się dziwić, moja
opowieść brzmiała co najmniej dziwnie.
W końcu Damon się odezwał.
-Czyżby nasze hybrydziątko odnalazło w sobie uczucia? Może bierze
przykład z Ciebie, Rozpruwaczu? - zaczął dogryzać bratu,
uśmiechając się przy tym łobuzersko.
-Na pewno Damon, na pewno. -odpowiedział mu Stefan.
-No, to jeśli już jesteś w tak zażyłych stosunkach z Klausem to
bardzo dobrze. - stwierdził Damon.
-A niby dlaczego? - Zapytałam.
-Bo i tak miałaś odwrócić jego uwagę, a teraz jak z was tacy
„przyjaciele” to ułatwia nam to sprawę.
-No dobrze, mam odwrócić jego uwagę, ale po co?
-Żebyśmy mogli zająć się jego rodzinką.
-Ok.
Z jednej strony cieszyłam się, że chcą się nimi zająć, ale z
drugiej, jak zwykle miałam się poświęcać, w końcu gdy będę z
Klausem to w każdej chwili może mnie zabić, jeśli zda sobie
sprawę z sytuacji.
-Dobra, ja muszę iść. Mama chciała, żeby jej pomóc.
Wstałam z kanapy i udałam się w kierunku drzwi wyjściowych.
-Do zobaczenia! - Krzyknęłam na odchodnym.
Tak naprawdę udałam się jednak do Grilla, żeby wypić jakiegoś
drinka. Gdy miałam już wejść do budynku, usłyszałam znajomy,
męski głos i brytyjski akcent:
-Witaj Caroline.
I przed moimi oczami pojawił się Klaus.
-Cześć. - odpowiedziałam.
-Co tu robisz? - zapytał.
-Właśnie miałam iść wypić drinka, a dlaczego pytasz?
-Może mógłbym ci potowarzyszyć? - uśmiechnął się i po chwili
zrozumiałam, że zapatrzyłam się na niego.
-Hmm?
-Miałam zamiar wypić sama, ale jeśli jesteś chętny to nie
odmówię. - mówiąc to, uśmiechnęłam się delikatnie.
Klaus otworzył mi drzwi i weszliśmy do środka, podeszliśmy do
baru i hybryda zapytała:
-Caroline, czego sobie życzysz? Dziś ja stawiam. - i znowu ten jego
uśmiech..
-Oj, nie trzeba, ale jeśli stawiasz, to ja poproszę mojito.
-A dla pana? - zapytał barman.
-Dla mnie whisky.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Grill jest prawie pusty,
tylko kilka metrów dalej siedziała jakaś para, ciekawe czemu
nikogo dziś tutaj nie ma? Po chwili rozmyślań nad tym co ludzie
robią w Mystic Falls, skoro nikogo nie ma w Grillu, spojrzałam na
Klausa. Okazało się, że patrzył na mnie, natychmiast odwróciłam
wzrok i zarumieniłam się. Spojrzałam na niego kątem oka,
uśmiechał się.
-Caroline, może pójdziemy na spacer? - zapytał z uśmiechem
Pierwotny.
-Jeśli masz ochotę, to możemy iść.
-A ty masz ochotę? - zapytał z ciekawością.
-A czemu nie? Świerze powietrze zawsze dobrze działa na ludzi.
-Tak więc chodźmy. - zakomunikował.
Wyszliśmy z Grilla i skierowaliśmy się w stronę małego lasku
znajdującego się praktycznie poza miastem. Klaus zaprowadził mnie
na wzgórze, z którego roztaczał się zapierający dech w piersiach
widok na Mystic Falls.
-Cudowny widok. - powiedziałam.
-Wiedziałem, że ci się spodoba. Mnie również oczarował. -
powiedziała hybryda, uśmiechając się do mnie.
No, mnie nie tylko ten widok oczarował i uśmiechnęłam się
do swoich myśli, co nie umknęło jego uwadze.
-Ciekaw jestem, co cię tak nagle rozbawiło, hmm? - twarz Klausa
wyrażała niemałe zaintrygowanie.
-A czy musi być jakiś konkretny powód? Po prostu humor mi się
poprawił.
Nie miałam najmniejszego zamiaru powiedzieć mu co tak naprawdę
poprawiło mi humor, jednak chyba zauważył, że nie oznajmiłam
wszystkiego.
-Naprawdę? Nastrój poprawił ci się ot tak?
-No tak, nie wierzysz mi? Sam dobrze wiesz, że trudno cię okłamać.
Zresztą ze mnie kiepska kłamczucha. - starałam się to ukryć,
moja odpowiedź chyba go usatysfakcjonowała, bo uśmiechnął się.
-Może i masz rację.
Siedzieliśmy tak dobre dwie lub trzy godziny, oglądając ze wzgórza
zachód słońca nad miastem, gdy w końcu zorientowałam się jak
jest już późno. Nie miałam ochoty wracać do domu, Klaus w tym
momencie był całkowitą odwrotnością Pierwotnego, którego
wszyscy się bali, który wszystkich ranił swoją bezwzględnością
i znieczulicą.
-Chyba muszę już wracać. - powiedziałam po jakichś dwudziestu
minutach ciszy, która jednak nie była niezręczna, jak zazwyczaj
jest. To bardziej rodzaj ciszy, który często jest między
przyjaciółmi potrafiącymi godzinami siedzieć w spokoju bez
znużenia.
-Hmm, jest dopiero dziewiąta. Mama każe ci po dobranocce wracać? -
zapytał drwiąco Klaus, śmiejąc się przy tym.
-Oh, nie. Gdyby kazała to musiałabym być w domu już prawie dwie
godziny temu. - zaczęłam przekomarzać się z nim. Teraz, gdy tak
siedzieliśmy nie czułam strachu wobec niego. Wręcz przeciwnie,
miałam wrażenie, że jesteśmy od dawna najlepszymi przyjaciółmi
i nigdy nie zranił nikogo mi bliskiego.
-Wiesz co? Zmieniłam zdanie, zostańmy tu jeszcze. Nie masz nic
przeciwko, prawda? No, chyba, że masz mnie już dość, zrozumiem. -
mówiąc to uśmiechałam się, Pierwotny natomiast stał się
poważny.
-Caroline, czy ty naprawdę myślisz, że gdybym nie chciał z tobą
spędzać czasu, to siedziałbym tutaj z tobą tak długo? Jesteś
pewnie przekonana, że mam ochotę cię zabić. - powiedział
straszliwie oschłym tonem. Z powrotem przestraszyłam się go.
-Przed chwilą czułam się, jakbyśmy znali się całe życie.
Jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi. Czułam się tak swobodnie
jak nie czułam się od bardzo dawna. A teraz znowu boję się ciebie
i owszem, czuję strach przed tym, że mnie zabijesz.
Klaus:
Zdziwiło mnie jej zdanie, że czuła się przy mnie jak przy bliskim
przyjacielu, jednak schlebiało mi to. Jedną, nieprzemyślaną
wypowiedzią sprawiłem, że znów nie czuje się bezpieczna w moim
towarzystwie, o co tak się starałem, specjalnie nawet nasłałem na
nią wilkołaka, żeby ją uratować. Tylko biedak nie myślał, że
go zabiję. Tak chciałem wzbudzić w niej swoje zaufanie. A teraz
wszystko przepadło. A jednak przy nikim innym nie może czuć się
bezpieczniej niż przy mnie, najpotężniejszej istocie na tej
planecie. Owszem, jestem nieobliczalny i gwałtowny, jednak Caroline
nie skrzywdziłbym nigdy, nawet jeśli moja rodzina miałaby zginąć.
-Caroline, uwierz mi, nie zrobiłbym ci krzywdy. - starałem się ją
przekonać, jednak wątpiłem, że mi uwierzy.
-Czyżby? Tobie naprawdę nie można ufać, co chwila zmieniasz
zdanie i nie można być przy tobie bezpiecznym. Jesteś zbyt
nieobliczalny i za bardzo dajesz się ponieść emocjom, zwłaszcza
tym negatywnym. Zmieniłam zdanie. Wracam do domu. Cześć.
____________________________________________________________________
taki dziwny ten rozdział, nie miałam weny, jednak mam nadzieję, że Wam się spodoba. od dodania drugiego go pisałam i tak go wymęczyłam w końcu :D