Caroline:
Skończyłam brać kąpiel i poszłam do swojego pokoju po sukienkę,
którą wczoraj podarował mi Klaus. Szczerze to ma naprawdę niezły
gust, na dodatek ta biżuteria. Jest piękna! Ubrawszy prezenty od
hybrydy podeszłam do toaletki, aby zrobić sobie fryzurę i makijaż.
Stwierdziłam, żeby nie przesadzać, więc zrobiłam sobie delikatne
fale i subtelnie podkreśliłam oczy. Jeszcze tylko torebka i byłam
gotowa do wyjścia. Kiedy wychodziłam z domu już zaczynało się
ściemniać, a do rezydencji Mikaelsonów miałam spory kawałek, na
dodatek samochód był w naprawie. Szłam już dobre dziesięć
minut, gdy nagle zatrzymał się jakiś samochód. Zza przyciemnionej
szyby wyłoniła się twarz Klausa.
-Witaj, Caroline. Pięknie wyglądasz. Właśnie po ciebie jechałem,
chyba nie sprawiło ci to kłopotu?
-Trochę się spóźniłeś, bo już jakiś czas temu wyszłam.
-Zauważyłem, że nie było cię w domu, dlatego jestem tutaj.
Wsiądziesz do auta, czy jednak wolisz się męczyć pieszo? - mówiąc
to uśmiechnął się łobuzersko. Nie przepadałam za nim, przez to
co zrobił, ale jedno trzeba było przyznać – był strasznie
przystojny.
Bez odpowiedzi wsiadłam do jego samochodu. Znowu się uśmiechnął.
Uśmiech ma na twarzy zazwyczaj, gdy chce kogoś zabić. Zaczęłam
się coraz bardziej denerwować. Miałam ochotę uciec stąd i
Pierwotny zauważył, że coś jest nie tak.
-Co cię trapi moja droga?-zapytał i chyba mi się przywidziało,
albo naprawdę widziałam troskę w jego oczach, co jest niemożliwe.
A może jednak ma w sobie coś ludzkiego?
-Nic, nic. Wszystko jest w porządku. - starałam się go zbyć.
-Dobrze, jeśli tak uważasz. - odpowiedział i do końca podróży
nie odezwaliśmy się ani słowem.
Gdy przejechaliśmy przez bramę do rezydencji Pierwotnych, czekała
jeszcze dosyć długa podróż przez podjazd otoczony parkiem.
Wreszcie dotarliśmy, dom był pięknie ozdobiony, na pobliskich
drzewach wisiały białe lampki. Wysiedliśmy z samochodu i drzwi
otworzyła nam ta nieszczęsna Rebekah.
-Oj, Klaus. Myślałam, że masz lepszy gust jeśli chodzi o
kobiety.-powiedziała mierząc mnie wzrokiem. - w tym momencie miałam
ochotę się na nią rzucić i oderwać ten jej pierwotny łeb. Co
ona sobie wyobraża? To, że ma tysiąc lat nie sprawia że jest
lepsza.
-Rebekah, twój gust też pozostawiałby wiele do życzenia. - w tym
momencie Pierwotna blondi zezłościła się, ja natomiast szeroko
się uśmiechnęłam.
-Caroline, dawno nie widziałem uśmiechu na twojej twarzy. Miła
odmiana. - Powiedział Klaus, uśmiechając się równie szeroko jak
ja. W tym momencie mina jego siostry wyrażała różne uczucia,
złość, zdziwienie, może nawet zazdrość?
Co mu odbiło? Klaus prawi mi komplementy, na dodatek uśmiecha się.
To już na pewno jakiś podstęp i muszę szybko się stąd wydostać.
Idąc przez salę balową zobaczyłam Elenę z Damonem. Podeszłam do
nich i zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że Elijah ich
zaprosił. Gdy Elena zapytała z kim przyszłam, nie wiedziałam co
jej odpowiedzieć.
-Ja ją zaprosiłem. - Usłyszałam nagle głos Klausa, który
niepostrzeżenie pojawił się przy moim boku.
-Jasne, Pierwotniaczku, bo ci uwierzę. - wyśmiał go Damon.
Nagle Elena zapytała:
-Caroline, to prawda?
-Tak, prawda. - odpowiedziałam jej. Ona i Damon spojrzeli się na
mnie jakby mieli ochotę zabrać mnie stąd jak najszybciej i chyba
się do tego zabierali, jednak hybryda im przerwała.
-O nie, nie moi drodzy. Jeśli chcecie, możecie iść, nikt was
tutaj nie trzyma siłą..
-Naprawdę? Usłyszeć to od Pierwotniaka, łał. - Damon wyśmiał
go po raz kolejny.
-Damonie, może jednak dałbyś mi dokończyć?
-A kończ sobie, idę sobie nalać whisky. - i w tym momencie
zniknął, Elena natomiast powiedziała:
-Klaus, nie przeszkadzałoby ci, gdybym na chwilę porwała ci
Caroline?
-Obiecaj, że oddasz mi ją z powrotem. Mam co do niej plany, dobrze?
- Przeraziło nas to zdanie.
-Nie ma sprawy.
I pociągnęła mnie do toalety.
-CO TY DO CHOLERY ROBISZ? Z Klausem na bal!? Rozumiem, że brakuje ci
Tylera, ale pocieszać się Klausem?!
-Elena, spokojnie! Gdybym się nie zgodziła, to pewnie by mnie
zabił. Ty byś się nie zgodziła? Chciałam się go pozbyć,
powiedziałam, że nie mam co ubrać a on wyciągnął dwie paczki, w
jednej była sukienka, w drugiej biżuteria, którą mam dziś na
sobie.
-Chyba żartujesz? No nie powiem, potwór z niego, ale z dobrym
gustem.
-Dobra, chodź, bo zaraz ciebie zabije, że mnie nie odstawiłaś.
Boję się, co on wykombinował.
-Nie tylko ty, ale szybko, chodźmy.
Gdy wyszłyśmy z toalety, właśnie spotkałyśmy Klausa.
-Eleno, mogłabyś nas zostawić? - zapytał.
-Oczywiście, dobrej zabawy.
-Dziękujemy, z pewnością nie będzie zła. - Elena spojrzała się
z przerażeniem, Klaus natomiast łobuzersko się uśmiechnął.
-Więc Klaus, jakie masz plany dotyczące mnie? - zapytałam, ale
chyba jednak nie chciałam znać odpowiedzi na to pytanie.
-Och nic strasznego. Pójdziemy na spacer?
-Możemy iść.
Wyprowadził mnie tylnym wyjściem rezydencji. Znajdowało się tam
wielkie jezioro, pełno drzew i wspaniała fontanna. Szliśmy przez
dłuższą chwilę w ciszy, jednak gdy dom zniknął nam z oczu,
Klaus zatrzymał się i spojrzał w niebo.
-Dziś pełnia. - powiedział. Wiesz może, czy w Mystic Falls są
jeszcze jakieś wilkołaki?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy nagle jeden rzucił się na mnie i
zaczął mnie gryźć, próbując przy tym oderwać mi głowę.
Myślałam, że to już koniec, gdy nagle wilkołak padł martwy na
ziemię. Okazało się, że Klaus go zabił.
-Dlaczego uratowałeś mi życie? Myślałam, że nienawidzisz
przyjaciół Eleny. - po tych słowach straciłam przytomność.
Gdy się ocknęłam, obudziłam się w wielkim łożu, w którym
spokojnie pomieściłyby się 4 osoby, jednak jedyną leżącą osobą
obok mnie był Klaus.
-Więc dlaczego mnie uratowałeś?
-Nie uratowałem. Zabiłem po prostu wilkołaka.
Po tych słowach przybliżył swoją rękę do swoich ust i przegryzł
skórę, następnie dając mi swoją krew do wypicia, bo tylko ona
mogła mnie uratować.
-Teraz mogę powiedzieć, że cię uratowałem. A zrobiłem to
dlatego, że szkoda, żeby całe twoje życie poszło na marne.
Jesteś również bardzo interesującą kobietą.
-Doprawdy?
-Ależ oczywiście. Nie rozumiem dlaczego ciągle dajesz się
wykorzystywać swoim przyjaciołom, żeby mogli się sami ratować.
Jesteś silna i dałabyś sobie radę bez nich.
Nigdy nie myślałam, że to przyznam, ale szczerze mówiąc Klaus
mówił prawdę.
-Może i masz rację..
-Na pewno. Czujesz się lepiej?
-O wiele. Bardzo ci dziękuję. - w tym momencie uśmiechnęłam się
szeroko. Klaus to odwzajemnił, przy okazji przybliżając się do
mnie, co zbiło mnie z tropu.
-Mówiłem ci już jak pięknie wyglądasz w tej sukni? - zapytał.
-Mówiłeś.
-To w takim razie powtórzę to. Caroline, jesteś piękna, ale dziś
wyglądałaś najpiękniej, odkąd zobaczyłem cię po raz pierwszy.
I przybliżył się do mnie jeszcze bardziej.
-Bardzo miło mi to słyszeć.
Klaus w tym momencie objął mnie i zasnęłam w jego ramionach. Rano
już go nie było, zobaczyłam jednak obok mnie czyste ubrania i
karteczkę:
„Dziękuję za wspólnie spędzony czas, mam nadzieję, że to
się jeszcze powtórzy, pomijając oczywiście ten przykry incydent.
Jeszcze raz dziękuję.
Klaus”
Była jeszcze mała paczuszka, w której znajdowały się piękne
kolczyki. Wzięłam przygotowane dla mnie ubrania i powędrowałam w
kierunku łazienki hybrydy.
___________________________________________________________________
mam nadzieję, że rozdział się spodoba. ;) następny może pojawi się za kilka dni. ;)