środa, 26 grudnia 2012

Rozdział II - "Bal"


 Caroline:
Skończyłam brać kąpiel i poszłam do swojego pokoju po sukienkę, którą wczoraj podarował mi Klaus. Szczerze to ma naprawdę niezły gust, na dodatek ta biżuteria. Jest piękna! Ubrawszy prezenty od hybrydy podeszłam do toaletki, aby zrobić sobie fryzurę i makijaż. Stwierdziłam, żeby nie przesadzać, więc zrobiłam sobie delikatne fale i subtelnie podkreśliłam oczy. Jeszcze tylko torebka i byłam gotowa do wyjścia. Kiedy wychodziłam z domu już zaczynało się ściemniać, a do rezydencji Mikaelsonów miałam spory kawałek, na dodatek samochód był w naprawie. Szłam już dobre dziesięć minut, gdy nagle zatrzymał się jakiś samochód. Zza przyciemnionej szyby wyłoniła się twarz Klausa.
-Witaj, Caroline. Pięknie wyglądasz. Właśnie po ciebie jechałem, chyba nie sprawiło ci to kłopotu?
-Trochę się spóźniłeś, bo już jakiś czas temu wyszłam.
-Zauważyłem, że nie było cię w domu, dlatego jestem tutaj. Wsiądziesz do auta, czy jednak wolisz się męczyć pieszo? - mówiąc to uśmiechnął się łobuzersko. Nie przepadałam za nim, przez to co zrobił, ale jedno trzeba było przyznać – był strasznie przystojny.
Bez odpowiedzi wsiadłam do jego samochodu. Znowu się uśmiechnął. Uśmiech ma na twarzy zazwyczaj, gdy chce kogoś zabić. Zaczęłam się coraz bardziej denerwować. Miałam ochotę uciec stąd i Pierwotny zauważył, że coś jest nie tak.
-Co cię trapi moja droga?-zapytał i chyba mi się przywidziało, albo naprawdę widziałam troskę w jego oczach, co jest niemożliwe. A może jednak ma w sobie coś ludzkiego?
-Nic, nic. Wszystko jest w porządku. - starałam się go zbyć.
-Dobrze, jeśli tak uważasz. - odpowiedział i do końca podróży nie odezwaliśmy się ani słowem.
Gdy przejechaliśmy przez bramę do rezydencji Pierwotnych, czekała jeszcze dosyć długa podróż przez podjazd otoczony parkiem. Wreszcie dotarliśmy, dom był pięknie ozdobiony, na pobliskich drzewach wisiały białe lampki. Wysiedliśmy z samochodu i drzwi otworzyła nam ta nieszczęsna Rebekah.
-Oj, Klaus. Myślałam, że masz lepszy gust jeśli chodzi o kobiety.-powiedziała mierząc mnie wzrokiem. - w tym momencie miałam ochotę się na nią rzucić i oderwać ten jej pierwotny łeb. Co ona sobie wyobraża? To, że ma tysiąc lat nie sprawia że jest lepsza.
-Rebekah, twój gust też pozostawiałby wiele do życzenia. - w tym momencie Pierwotna blondi zezłościła się, ja natomiast szeroko się uśmiechnęłam.
-Caroline, dawno nie widziałem uśmiechu na twojej twarzy. Miła odmiana. - Powiedział Klaus, uśmiechając się równie szeroko jak ja. W tym momencie mina jego siostry wyrażała różne uczucia, złość, zdziwienie, może nawet zazdrość?
Co mu odbiło? Klaus prawi mi komplementy, na dodatek uśmiecha się. To już na pewno jakiś podstęp i muszę szybko się stąd wydostać.
Idąc przez salę balową zobaczyłam Elenę z Damonem. Podeszłam do nich i zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że Elijah ich zaprosił. Gdy Elena zapytała z kim przyszłam, nie wiedziałam co jej odpowiedzieć.
-Ja ją zaprosiłem. - Usłyszałam nagle głos Klausa, który niepostrzeżenie pojawił się przy moim boku.
-Jasne, Pierwotniaczku, bo ci uwierzę. - wyśmiał go Damon.
Nagle Elena zapytała:
-Caroline, to prawda?
-Tak, prawda. - odpowiedziałam jej. Ona i Damon spojrzeli się na mnie jakby mieli ochotę zabrać mnie stąd jak najszybciej i chyba się do tego zabierali, jednak hybryda im przerwała.
-O nie, nie moi drodzy. Jeśli chcecie, możecie iść, nikt was tutaj nie trzyma siłą..
-Naprawdę? Usłyszeć to od Pierwotniaka, łał. - Damon wyśmiał go po raz kolejny.
-Damonie, może jednak dałbyś mi dokończyć?
-A kończ sobie, idę sobie nalać whisky. - i w tym momencie zniknął, Elena natomiast powiedziała:
-Klaus, nie przeszkadzałoby ci, gdybym na chwilę porwała ci Caroline?
-Obiecaj, że oddasz mi ją z powrotem. Mam co do niej plany, dobrze? - Przeraziło nas to zdanie.
-Nie ma sprawy.
I pociągnęła mnie do toalety.
-CO TY DO CHOLERY ROBISZ? Z Klausem na bal!? Rozumiem, że brakuje ci Tylera, ale pocieszać się Klausem?!
-Elena, spokojnie! Gdybym się nie zgodziła, to pewnie by mnie zabił. Ty byś się nie zgodziła? Chciałam się go pozbyć, powiedziałam, że nie mam co ubrać a on wyciągnął dwie paczki, w jednej była sukienka, w drugiej biżuteria, którą mam dziś na sobie.
-Chyba żartujesz? No nie powiem, potwór z niego, ale z dobrym gustem.
-Dobra, chodź, bo zaraz ciebie zabije, że mnie nie odstawiłaś. Boję się, co on wykombinował.
-Nie tylko ty, ale szybko, chodźmy.
Gdy wyszłyśmy z toalety, właśnie spotkałyśmy Klausa.
-Eleno, mogłabyś nas zostawić? - zapytał.
-Oczywiście, dobrej zabawy.
-Dziękujemy, z pewnością nie będzie zła. - Elena spojrzała się z przerażeniem, Klaus natomiast łobuzersko się uśmiechnął.
-Więc Klaus, jakie masz plany dotyczące mnie? - zapytałam, ale chyba jednak nie chciałam znać odpowiedzi na to pytanie.
-Och nic strasznego. Pójdziemy na spacer?
-Możemy iść.
Wyprowadził mnie tylnym wyjściem rezydencji. Znajdowało się tam wielkie jezioro, pełno drzew i wspaniała fontanna. Szliśmy przez dłuższą chwilę w ciszy, jednak gdy dom zniknął nam z oczu, Klaus zatrzymał się i spojrzał w niebo.
-Dziś pełnia. - powiedział. Wiesz może, czy w Mystic Falls są jeszcze jakieś wilkołaki?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy nagle jeden rzucił się na mnie i zaczął mnie gryźć, próbując przy tym oderwać mi głowę. Myślałam, że to już koniec, gdy nagle wilkołak padł martwy na ziemię. Okazało się, że Klaus go zabił.
-Dlaczego uratowałeś mi życie? Myślałam, że nienawidzisz przyjaciół Eleny. - po tych słowach straciłam przytomność.
Gdy się ocknęłam, obudziłam się w wielkim łożu, w którym spokojnie pomieściłyby się 4 osoby, jednak jedyną leżącą osobą obok mnie był Klaus.
-Więc dlaczego mnie uratowałeś?
-Nie uratowałem. Zabiłem po prostu wilkołaka.
Po tych słowach przybliżył swoją rękę do swoich ust i przegryzł skórę, następnie dając mi swoją krew do wypicia, bo tylko ona mogła mnie uratować.
-Teraz mogę powiedzieć, że cię uratowałem. A zrobiłem to dlatego, że szkoda, żeby całe twoje życie poszło na marne. Jesteś również bardzo interesującą kobietą.
-Doprawdy?
-Ależ oczywiście. Nie rozumiem dlaczego ciągle dajesz się wykorzystywać swoim przyjaciołom, żeby mogli się sami ratować. Jesteś silna i dałabyś sobie radę bez nich.
Nigdy nie myślałam, że to przyznam, ale szczerze mówiąc Klaus mówił prawdę.
-Może i masz rację..
-Na pewno. Czujesz się lepiej?
-O wiele. Bardzo ci dziękuję. - w tym momencie uśmiechnęłam się szeroko. Klaus to odwzajemnił, przy okazji przybliżając się do mnie, co zbiło mnie z tropu.
-Mówiłem ci już jak pięknie wyglądasz w tej sukni? - zapytał.
-Mówiłeś.
-To w takim razie powtórzę to. Caroline, jesteś piękna, ale dziś wyglądałaś najpiękniej, odkąd zobaczyłem cię po raz pierwszy. I przybliżył się do mnie jeszcze bardziej.
-Bardzo miło mi to słyszeć.
Klaus w tym momencie objął mnie i zasnęłam w jego ramionach. Rano już go nie było, zobaczyłam jednak obok mnie czyste ubrania i karteczkę:
Dziękuję za wspólnie spędzony czas, mam nadzieję, że to się jeszcze powtórzy, pomijając oczywiście ten przykry incydent. Jeszcze raz dziękuję.
Klaus”
Była jeszcze mała paczuszka, w której znajdowały się piękne kolczyki. Wzięłam przygotowane dla mnie ubrania i powędrowałam w kierunku łazienki hybrydy.

___________________________________________________________________
mam nadzieję, że rozdział się spodoba. ;) następny może pojawi się za kilka dni. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze. ♥