Klaus wróciwszy do siebie do domu powędrował prosto do swojej
sypialni, nie zważając na swoją siostrę starającą się zwrócić
jego uwagę.
-Nik! - zawołała go zdenerwowanym głosem Rebekah stojąc przy
drzwiach wejściowych.
-Daj mi spokój. Nawet się do mnie nie odzywaj. - wysoki mężczyzna
o rudych włosach zbył ją i zniknął za dużymi, ciemnymi drzwiami
prowadzącymi do jego pokoju.
Rebekah, która udawała zimną i nieczułą Pierwotną, martwiła
się o swojego brata. Nie wiedziała co się znowu stało.
***
Caroline po wizycie Pierwotnego poszła do łazienki wziąć kąpiel.
Napuszczając wody do wanny, nasypała odprężającą, lawendową
sól do kąpieli. Wokoło wanny poustawiała różnego rodzaju
świeczki i przygasiła światło. Weszła do wody i poczuła
relaksującą moc lawendy. Oparła głowę o zagłówek i zamknęła
oczy. Leżała tak długo, aż woda była całkowicie zimna. Wyszła
z wanny i w samym szlafroku powędrowała z powrotem do pokoju, gdzie
zasłoniła okno roletą i przeprała się w piżamę. Poszła spać.
Obudziła się około dziesiątej rano i zobaczyła na toaletce
maleńką paczuszkę. Skąd to się do cholery tutaj wzięło?! Dom
był zamknięty na klucz, okna wszystkie pozamykane, a nikogo na
pewno nie było. Wampirzyca podeszła do toaletki i wzięła w dłoń
pakunek. Pod nim była karteczka z pochyłym, starannym pismem.
Mam nadzieję, że zmienisz o mnie zdanie.
Caroline potem otworzyła paczuszkę w której była srebrna
bransoletka z brylantami. Cholera, ile ona musiała kosztować?
Fakt, że to prezent od Klausa nie zmienił tego, że bransoletka
bardzo jej się podobała.
Caroline poszła do łazienki wyszykować się. Po drodze wzięła
czyste ubrania. Wcześniej nawet nie zwróciła uwagi na to, jaka
była piękna pogoda. Podeszła do okna i zwinęła rolety, a światło
słoneczne wkradło się do jej pokoju rozświetlając wszystko.
Dziewczyna zaścieliła swoje łóżko i położyła się na nim.
Rozkoszowała się promieniami słońca subtelnie ogrzewającymi jej
wampirze ciało. Leżąc w całkowitym bezruchu zaczęła myśleć o
wszystkim co wydarzyło się w przeciągu ostatnich kilku dni. Atak
wilkołaka, uratowanie jej życia, wyznania Klausa, przybycie kuzyna
Mikaela. Ta ostatnia rzecz wydawała się najbardziej niedorzeczna.
Dlaczego chce zabić tylko Klausa i jego siostrę? Zastanawiała się,
dlaczego tajemniczy mężczyzna nie chce zabić Elijah, tylko tę
dwójkę. Chyba, że kolejny Pierwotny już zginął. To oznaczałoby
wyginięcie kolejnych dziesiątek, jeśli nie setek tysięcy wampirów
na całej planecie. Damon i Stefan nie mogą pozwolić, żeby ich
zabił! Dopiero po chwili przypomniała sobie słowa Stefana. „Ten
gość nie zabije Rebekah. Mówiliśmy mu, że za wiele wampirów
przestało istnieć i powiedzieliśmy, żeby ją zasztyletować.
Zgodził się. A Klausa przecież nie da się zabić”. Poczuła błogie uczucie ulgi, mimo że wampiry z
Mystic Falls były z linii hybrydy.
Do wampirzycy przyszedł sms. Przekręciła się na lewy bok, do
stolika nocnego i sięgnęła po swój telefon. Wiadomość od
Klausa. Świetnie, pomyślała.
Caroline, proszę, spotkajmy się dzisiaj. Bądź o dwudziestej
koło Grilla. Klaus.
Zaczęła się zastanawiać nad tym czy spotkać się z nim. Do głowy
przyszło jej, że to może ten mężczyzna, który obserwował ją i
dziewczyny wziął komórkę Klausa. Co ty, Caroline, to
niedorzeczne! wampirzyca skarciła się w myślach. Klaus jest
najpotężniejszą istotą na świecie i dałby ukraść sobie
komórkę? Nie, na pewno nie. Dziewczyna postanowiła spotkać się z
nim. Odblokowała komórkę i odpisała.
Dobrze, będę.
I odłożyła telefon z powrotem na miejsce. Wstała z łóżka i
zeszła powoli po schodach, do lodówki gdzie czekały na nią
torebki z krwią. Wyciągnęła jedną z nich i szybkim gestem
otworzyła, wlewając gęstą, ciemną ciecz do szklanki. Wypiła
całą zawartość jednym haustem i znowu posoka wylądowała w
szklanym naczyniu. Caroline poszła z torebką wypełnioną do połowy
krwią grupy 0 Rh- i szklanką z tą samą zawartością. Rozsiadła
się wygodnie na dużej, skórzanej, beżowej kanapie z
różnokolorowymi poduszkami, jednak wszystkie były w ciepłych
barwach. Swoje wampirze śniadanie postawiła na stoliku, sięgnęła
po pilota i włączyła telewizor. Spojrzała na zegarek, była równo
dwunasta. Mam jeszcze tyle czasu do spotkania, pomyślała, co ja
będę tyle czasu robić? Przestała się nad tym zastanawiać i
skakała po programach telewizyjnych, nie mogąc znaleźć niczego
godnego jej uwagi.
W końcu zasnęła. Śniło się jej, że została porwana. Nie
wiedziała przez kogo i gdzie. Nie miała związanych oczu, wszędzie
jednak była tylko czerń. Nie była też niczym związana, a jednak
nie mogła zrobić najmniejszego ruchu, tak jakby jej ciało nie było
zależne od jej umysłu. Nagle w odległości około dwóch czy
trzech metrów zapaliła się maleńka żarówka i Caroline odzyskała
możliwość ruchu. Szybko wyprostowała się i stała już koło
żarówki, która zgasła. Pojawiła się kolejna, za nią, jednak w
tej samej odległości co poprzednia żarówka. Caroline nie poszła
w jej stronę. Usłyszała czyiś głos, nieznany, a jednak bardzo
się jej spodobał. Był to niski, męski, aksamitny głos. Miała
wrażenie, że to Klaus. Głosy tych dwóch postaci niewiele się od
siebie różniły, jednak obcy był ociupinkę niższy. Miała
idealnie ostry słuch, ale nie mogła rozróżnić słów
wypowiadanych przez tajemniczą postać. Zbliżała się do niej.
Znów nie mogła się poruszyć i ten ktoś wbił kołek w jej serce.
Caroline obudziła się z krzykiem.
Wprawdzie jej serce nie biło już długo, jednak miała wrażenie,
że zaraz wyskoczy jej z piersi. Usiadła i poczekała, aż uspokoją
się jej nerwy. Po pięciu minutach sięgnęła po szklankę z krwią.
Wypiła ją do pełna i czuła jak krew dodaje jej sił i wyostrza
zmysły jeszcze bardziej. W ułamku sekundy znalazła się przy
lodówce i wzięła kolejną torebeczkę. W mgnieniu oka siedziała
znów na swojej beżowej kanapie i oglądała jakieś tanie
romansidło w telewizji. Przypomniała sobie o spotkaniu z Klausem i
spojrzała na zegarek. Była już dziewiętnasta.
Szybko pobiegła do łazienki, wzięła szybki prysznic i zaczęła
robić sobie makijaż,sięgnęła po czarny eyeliner i zrobiła sobie
kreski podkreślające jej kształt oczu. Wytuszowała rzęsy, które
tworzyły gęsty, ciemny wachlarz wokół niebieskich tęczówek.
Musnęła wargi subtelnym, bladoróżowym błyszczykiem ze złotymi
drobinkami, który optycznie powiększył jej piękne usta. Nie
marnowała czasu na fryzurę. Pozwoliła jej naturalnym blond falom
swobodnie opadać.
Podeszła do komody i zaczęła rozmyślać nad strojem. Nie chciała
przesadzić, a jednak wyglądać ładnie. Wyciągnęła ciemne,
jeansowe rurki, bluzkę o kolorze lodów waniliowych z delikatnymi,
koronkowymi rękawami i przylegający, bordowy rozpinany sweterek.
Ubrała też czarne, proste botki na wysokim obcasie, a na ręce
miała swój prezent od Klausa.
Wybiła za piętnaście dwudziesta, więc dziewczyna zbiegła po
schodach, chwyciła torebkę i pospieszyła w kierunku Grilla.
Dziesięć minut później stała i czekała na Klausa. Pomyślała,
że może być w środku. Caroline, wyraźnie napisał „koło
Grilla”, znów karciła się w myślach.
Podszedł do niej jakiś mężczyzna, wiedziała, że skądś zna ten
głos, jednak nie mogła przypomnieć sobie skąd.
-Witaj, Caroline. - przywitał się uprzejmie.
-Dobry wieczór, my się może znamy?
-Oh, ja Cię znam. Pozwól, że się przedstawię, jestem Jeremiah.
Wziął jej dłoń i ją pocałował.
-Caroline, czyżbyś była umówiona na dwa spotkania jednocześnie?
- usłyszała za swoimi plecami brytyjski akcent. - Kolego, a ty kim
jesteś? Odbierasz mi moją dzisiejszą partnerkę. - Klaus
uśmiechnął się do dziewczyny.
-Kolego? Jestem twoim wujkiem, Klausie. - powiedział spokojnie
mężczyzna.
-Kim? Wujkiem? Z jakiej racji? - hybryda nie mogła uwierzyć własnym
uszom. Spojrzał na Caroline, która spuściła głowę w dół
skrzyżowała nogi.
-Jestem kuzynem twojego ojca.
-Więc po co tu jesteś? Mój ojciec nie żyje.
-Oh, to mnie nie obchodzi. Chodzi mi o ciebie i twoją siostrę. -
Jeremiah powiedział do niego, uśmiechając się złowrogo.
-A dokładniej? - Klaus zapytał swobodnym tonem, opierając się o
ścianę Grilla i krzyżując ręce na piersi.
-Chcę was zabić. - powiedział całkowicie poważnie.
-Haha! Muszę cię rozczarować. Mnie nie da się zabić. - ostatnie
zdanie Klaus wypowiedział przez zęby, jednak wyraźnie je
zaakcentował.
-No to zostaje mi twoja siostra i ta piękna wampirzyca. Caroline,
tak? - spojrzał się na Caroline i złapał za podbródek, zmuszając
by podniosła głowę. - Wiem, że jest dla ciebie ważna i nie
zawaham się jej zabić. - uśmiechnął się, a Caroline spojrzała
na niego z wielkim przerażeniem. Kilka razy już uniknęła śmierci,
ale teraz była pewna, że nic jej nie uratuje.
-Puść mnie! - wykrzyczała i zaczęła się wyrywać, a wtedy
Jeremiah puścił jej podbródek, jednak szybkim ruchem stanął za
nią i nie zdążyła nawet zareagować, gdy ten już trzymał ją
jedną ręką za gardło, a drugą ściskał jej brzuch.. - To boli!
-Nie odważysz się. - Pierwotny odpowiedział mu pewnie.
-A jednak – i już zbliżał dłoń w stronę serca dziewczyny, gdy
Klaus skoczył do niego i odciągnął go w zaułek między
budynkami. Trzymał swojego wuja za gardło, podnosząc go.
-Teraz to ja odważę się zabić ciebie. - i wyrwał mu serce z
klatki piersiowej.
Całkowicie zapomniał, że Caroline na to patrzyła. Owszem, był
mordercą, ale gdy ona była w pobliżu nie chciał taki być.
Chciał podejść i ją pocieszyć, ale był w krwi i nie mógł tak
wyjść z zaułka. Ściągnął skórzaną kurtkę i koszulę, gdyż
zobaczył w dalszej części zewnętrzny kran jakiegoś domu.
Wyczyścił swoją kurtkę, ale koszulę jednak zostawił. Założył
czarną skórę, zapinając ją prawie pod szyją, tak, żeby nie
było widać, że nie ma nic pod spodem. Wyszedł do Caroline, która
nadal stała przed Grillem, cała roztrzęsiona, patrzyła się tępym
wzrokiem przed siebie. Podszedł do niej od tyłu, gdy nagle się
odezwała.
-Uratowałeś mi życie. Znowu. - odwróciła się do niego i
uśmiechnęła.
-A widzisz, chyba jednak można na mnie polegać, nie sądzisz? -
odpowiedział jej łobuzerskim uśmiechem, który najbardziej mu
pasował. - chyba nie masz już ochoty iść dalej do Grilla, co? -
zapytał Caroline, kiedy mierzył ją wzrokiem. Wiedziała jak się
ubrać, żeby nie mógł od niej oderwać wzroku. Wyglądała
pięknie, a jednak strój nie był przesadzony.
-No nie bardzo. - odpowiedziała mu poważnym tonem.
-Mam propozycję. Może pójdziemy do mnie? Tylko błagam, nie szukaj
w tym żadnych ukrytych podtekstów, dobrze? Co ty na to? - zapytał
ją błagalnym tonem.
-Idziemy. - i uśmiechnęła się tym uśmiechem, który on uwielbiał
najbardziej.
Do domu Mikaelsonów mieli spory kawałek, gdyż Klaus i Rebekah
mieszkali na obrzeżach Mystic Falls. Po dwudziestu minutach
spokojnego spaceru ich oczom ukazała się wielka rezydencja. Całą
drogę nie rozmawiali, będąc jednak przed domem odezwał się
Klaus.
-Mam nadzieję, że Rebekah gdzieś wyszła.
-Dlaczego? - zapytała zainteresowana Caroline, patrząc na
przystojnego Pierwotnego.
-Irytuje mnie.
-Krótko i zwięźle. - dziewczyna odpowiedziała mu, na co ten nie
zareagował.
Weszli do środka i oczom Caroline ukazał się wielki salon
urządzony w jasnych kolorach, z wielkimi oknami i wysokim sufitem.
Padało delikatne światło z kinkietów umieszczonych na ścianach,
a na stoliku paliły się świeczki i stały świeżo ścięte
czerwone róże. Usiedli na wielkiej sofie, która była w stanie
pomieścić około dziesięciu osób.
-Może napijesz się czegoś? - zapytał Klaus podchodząc do bogato
uzupełnionego barku. Były tam wszystkie rodzaje alkoholi, jakie
istnieją. Najlepsze wina, whisky i wódki.
-Poproszę wino.
-Czerwone?
-Tak.
Klaus wrócił do niej z butelką i kieliszkiem, sobie natomiast
wziął szklankę i whisky, Jacka Daniel'sa .
-Mogę zadać ci jedno pytanie? - powiedziała Caroline, wypijając
łyk półwytrawnego, francuskiego wina.
-Pytaj śmiało. - odpowiedział jej Klaus.
-Skąd ten twój wujek wiedział, gdzie będę? - patrzyła na Klausa
w skupieniu, gdy ten spojrzał jej w oczy.
-To ja wiedziałem, gdzie on będzie. - odpowiedział spokojnie,
przechylając szklankę i wypijając część jej zawartości.
-Ale jak?
-To on napisał do ciebie wiadomość i zapomniał ją usunąć. Musiałem udawać, że nie wiedziałem o tym spotkaniu, jednak nie wiedziałem, że to moja rodzina. No trudno.
Caroline wydała dźwięk oznaczający, że zrozumiała. Znowu wypiła
łyk wina. Zamyśliła się i nie zwróciła uwagi, kiedy Klaus
przybliżył się do niej tak, że się stykali. Nie przeszkadzało
jej to, znów czuła się przy nim jak przy najlepszym przyjacielu.
-Wiesz co, Klaus? Znowu czuję się przy tobie bezpieczna. -
powiedziała wampirzyca uśmiechając się do niego. Uwielbiał
patrzeć, gdy była szczęśliwa, zwłaszcza z jego powodu.
-Mam nadzieję, że to już się nie zmieni. - odpowiedział jej. -
Chociaż wolałbym, żebyś nie traktowała mnie jako przyjaciela. -
powiedział i spojrzał się na nią swoimi szarymi oczami.
-Tylko jako kogo? - odpowiedziała zaintrygowana i patrzyła mu
prosto w oczy. Myślała, że spuści wzrok, on jednak dalej się jej
przyglądał. Widziała, że spogląda na jej usta.
-Jako kogoś więcej. - przybliżył się do twarzy Caroline, tak, że
dzieliła ich kilkucentymetrowa odległość. Bardzo powoli zbliżał
się jeszcze bardziej i w końcu pocałował ją. Bardzo delikatnie,
tak, że ledwo oboje to poczuli. Chciał zobaczyć reakcję Caroline.
Kiedy go odtrąci, uszanuje to. Nie będzie używał żadnych
sztuczek i postanowił, że jeśli go odrzuci to wyjedzie z miasta.
W tym momencie blondynka go nie odrzuciła, objął ją i przysunął
jak najbliżej mógł. Znów zaczął ją całować, tym razem
mocniej, dobitniej pokazując swoje pożądanie. Wyraźnie czuł to
samo ze strony Caroline, jednak po pewnym czasie przerwała.
-Coś się stało? - zapytał ją swoim brytyjskim akcentem, który
zwalał ją z nóg. Gładził jej włosy.
-Hmm. Czy to miało oznaczać, że teraz jesteśmy... parą? -
zapytała niepewna patrząc na Klausa, który spoglądał gdzieś
przed siebie.
-A nie chcesz tego? Gdybyś nie chciała to byś to okazała. -
odpowiedział jej sucho, dalej patrząc w ten sam punkt.
-Nie powiedziałam, że nie chcę. Spróbować zawsze warto, ale
nawet nie próbuj skrzywdzić kogokolwiek z moich przyjaciół. -
patrzyła, czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Powoli
przekręcił głowę i spojrzał w jej stronę. Jego twarz była
poważna, jednak w oczach zobaczyła radość. Teraz ona przybliżyła
się do niego i oparła głowę na jego ramieniu.
-Zobaczysz, będziesz ze mną szczęśliwa. - wyszeptał jej do ucha
i objął swoim silnym ramieniem.
Caroline, nie wiedząc czemu, czuła się bardzo szczęśliwa. Nie
kochała Klausa, a jednak miała wrażenie, że szybko się to
zmieni, choć łatwo się nie zakochuje. Była prawie pewna, że
Klaus to ten jedyny.
__________________________________________________________________
i jest już kolejny rozdział :D miałam wenę i powiem, że szybko mi poszło, w wordzie to zajmuje 4 strony :D mam nadzieję, że Wam się spodoba ;)